Żeby czarne chmurny rozwiewał wiatr.
Mieć zawsze radość życia, każdego dnia.
Nie błąkać się po szarych zakamarkach duszy.
Umieć gasić obawy i czerpać szczęście.
Częściej się uśmiechać.
Mniej narzekać.
Lepiej zarządzać swoim czasem.
Zrealizować wszystkie pomysły, które mam w głowie.
Pokonać swoje słabości.
Znaleźć w sobie więcej łagodności, spokoju i równowagi.
Spełnić swoje małe marzenia.
Mieć więcej odwagi i wiary w siebie.
Mocniej kochać i być kochaną.
Umieć spojrzeć na siebie z boku.
Wiedzieć kiedy nie warto się starać i kiedy warto się poświęcić.
Nauczyć się lenić i odpoczywać.
Żyć najpiękniej jak umiem.
I być lepszym człowiekiem.
Chciałabym nade wszystko doceniać życie.
Kolejna wizyta w znanym mi szpitalu.
Ten sam korytarz.
Te same cudowne pielęgniarki.
Te same pacjentki - koleżanki.
Te same czynności - opatrunki, szwy.
Z lżejszym oddechem, z pewną ulgą, z mniejszym lękiem.
Kolejne kroki na mojej ścieżce.
Już ich nie liczę.
Już nie pytam, 'a co jeśli..?'
Zabieram swoją medyczną teczkę.
I wychodzę przez otwartą furtkę.
Lekkim krokiem.
Uśmiecham się całą sobą.
Dzisiaj.
Rosną stosy książek i gazet.
Przeczytanych i do przeczytania.
Wydłuża się rząd kubków po herbacie.
Pachnie pomarańczami i ulubioną świecą.
Wypisują się wkłady długopisów.
Zamykają się zapodziane karty przeglądarek.
Zapełnia się koszyk w ulubionej księgarni.
Dopisują nowe posty na forach.
Zapisują kartki w segregatorze i zeszyty marzeń.
Za mną dni nadrabiania zaległości.
Lubię taki czas.
Koniec grudnia.
Nie ma śniegu.
Nie czuję zapachu zimy.
Nie noszę czapki, ani rękawiczek.
Nie zapinam kurtki.
Zbieram pękające gałęzie drzew.
Godzinami patrzę na ptasią stołówkę.
Słucham ptasich treli.
Otwieram na oścież okno.
Słupek rtęci przekracza dziesięć stopni.
Jest zbyt ciepło jak na grudzień.
Wiosennie.
Głupstwa.
Wypowiedziane słowa.
Brakujące gesty.
Kilka minionych chwil.
Od których pęka serce.
Zamazuję na zdartej karcie kalendarza.
W niepamięci wczorajszego dnia.
Jeszcze tylko sypnąć garścią magii.
Rozdać prawdziwe uśmiechy.
Pozamiatać troszkę, tego co niepotrzebne.
Otulić pledem miłości serca.
Spełnić maleńkie życzenie.
Coraz więcej chmur, przysłaniających moją tęczę.
Coraz więcej lęku, obaw i trudnych chwil.
Już poza punktem kulminacyjnym.
Rozwiewam je wszystkie powoli niedbałym gestem dłoni.
Mimo zabiegania zwalniam.
Dla siebie.
Dla kochanych ludzi.
Dla bliskości.
Dla tego co najważniejsze.
Budzi mnie ostre słońce, za oknem.
I kot, mruczący na fotelu.
Wstaję, gdy cały blok jeszcze śpi.
Z kubkiem herbaty siadam na parapecie.
Patrząc na ośnieży świat.
Tak inny.
Wychodzę na uczelnię.
Dziwne.
Jest w moim życiu.
Za dużo niezrozumienia.
Za dużo niedojrzałości na co dzień.
Za dużo pomysłów na teraźniejszość.
Za dużo planów na przyszłość.
Za dużo obaw.
Za dużo pytań.
Za dużo wątpliwości.
Jest w moim życiu.
Za mało spacerów.
Za mało stabilizacji.
Za mało przeczytanych książek.
Za mało bliskości.
Za mało zdjęć.
Za mało listów.
Za mało spisywanych refleksji.