Listopad to szczelina.
Między jesienią a zimą.
Zgubiony czas i oczekiwanie.
Że wyschnięte emocje.
Spadną jak barwne liście.
Na to, że wszystko się zabliźni.
Ściśnięte grudniowym mrozem.
"Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiuśkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne. A potem niech sobie sztormy, ziąb i ciemności przychodzą, kiedy chcą. Niech się tłuką o ściany szukając po omacku wejścia, i tak go nie znajdą, bo wszystko jest zamknięte, a w środku siedzi ten, kto był przezorny, siedzi i śmieje się, zadowolony z ciepła i samotności."
Tove Jansson - Dolina Muminków w listopadzie
Mgnienie oka.
Trzymałam Twoją dłoń.
Krócej niż wydech.
Głaskałam Twoje długie uszka.
Mniej niż zamknięcie powiek.
Nie ma Ciebie.
Krócej niż uderzenie serca.
Nie ma Ciebie.
Krócej niż wdech.
Zostałam z dłońmi pełnymi wiatru.
Mniej niż oddech.
Dwa serca.
Dlaczego niektórym osobom.
Parę zwykłych słów.
"Spotkajmy się u Was."
"Zapraszamy na/w/do..."
"Tęsknię..."
"Przyjedźcie, proszę..."
"Może to my przyjedziemy..."
Nie chce przejść przez gardło?
Nigdy.
Tak łatwo jest narzekać.
Bo dzieci.
Bo psy.
Bo starość.
Bo życie.
Bo nie chce się.
Bo mam swój plan.
Bo mi się należy.
Bo chcę tak jak ja chcę.
Bo Ty masz się dostosować.
Bo ja, ja, ja.
Bo muszę...
Naprawdę?
Musisz?