Tak bardzo chciałam.
Tak często sobie wyobrażałam.
A teraz boję się tak bardzo.
Że spełni się.
Moje marzenie.
I nagle.
Nie będzie już co chcieć.
Smutek spełnionej baśni.
Czasem chciałabym nie być tą.
Która.
Wie więcej.
Widzi więcej.
Czuje więcej.
Czasem chciałabym być tą.
Która.
Niewiele wie.
Mało dostrzega.
Słabo czuje.
Wtedy nie odkrywałabym.
Za wcześnie.
Smutnych tajemnic świata.
Niektórym wszystko się z góry należy.
Jeśli tego nie dostaną - narzekają.
Jeśli dostaną - narzekają.
Bo każdy powód jest dobry.
Żeby marudzić i wyklinać swój los.
Obracając zwykłe słowa w złośliwość, podteksty i obraźliwość.
Mając tak dobre, proste i spokojne życie.
Bez konieczności mozolnej pracy, z długimi wakacjami i łagodnością każdego dnia.
W zamian za tak niewiele danej od siebie energii, ustępstw, poświęceń.
A z drugiej strony są inni.
Którzy całe życie ciężko pracują.
W polu, bez urlopu i wakacji.
Z uśmiechem na twarzy, dobrym słowem i sercem na dłoni.
Wielkim garnkiem dobrej zupy i łzami w ciepłych oczach za to, że przyszedłeś.
W zamian dostając dramat, nienawiść i pogardę.
Za drzwiami własnego domu.
Wtedy nie potrafię znaleźć w tym wszystkim głębszego wymiaru.
I odpowiedzi na to, że wszystko jest po coś.
Zostaje tylko mnóstwo żalu, współczucia i smutku.
I złości.
Na jednak niesprawiedliwie rozdane karty od losu.
Są takie dni i takie chwile.
W których mimo niedoskonałości życia mojego.
Czuję, że jestem szczęśliwa.
I wtedy myślę, że uwielbiam Wszechświat.
Za to, że daje tyle radości i harmonii w prostych czynnościach.